piątek, 16 lutego 2018

Recenzja książki #1: 'Domowe receptury na naturalne kosmetyki'

Na Święta Bożego Narodzenia dostałam pod choinkę książkę Pani Stephanie Tourles "Domowe receptury na naturalne kosmetyki". Pomyślałam, że to dobry pomysł, aby ją zrecenzować. W Internecie widziałam same dobre komentarze i zachwyty. Jednakże już tylko jeden semestr dzieli mnie od uzyskania tytułu technologa kosmetyków, więc nie jestem już laikiem w kwestii wytwarzania kosmetyków. Dlatego postanowiłam, że się wypowiem na temat tej pozycji literaturowej. 






Słów kilka o autorce:
Pani Stephanie pisze, że jest specjalistką kosmetyki holistycznej i certyfikowaną aromaterapeutką, i wydała kilka książek.

Oprawa graficzna:
Szata graficzna jest bardzo przyjemna i spójna. Przypadła mi do gustu. Wszystko jest czytelne i uporządkowane, a każdy rozdział zawiera wstęp merytoryczny.




Spis treści:

Podziękowania
Wprowadzenie
1. Naturalne sposoby na piękną skórę, włosy i paznokcie
2. Naturalna apteka
3. Akcesoria domowego kosmetologa
4. Naturalne kosmetyki do twarzy i ciała
5. Naturalna pielęgnacja włosów
6. W romantycznym nastroju: ziołowe eliksiry miłosne na pobudzenie zmysłów
7. Tylko dla kobiet: sprawy intymne
8. Ziołowa strefa komfortu: stres fizyczny, przeziębienia, ból głowy i preparaty nasenne
9. Precz z robalami: naturalne repelenty
Bibliografia
Indeks


Ocena:

Pozwólcie, że będę się posługiwać cytatami i je komentować. 

Czytając wstęp, miałam ochotę wyrwać jedną stronę i spalić ze względu na zawarte tam treści. 

"(...) wiele substancji chemicznych (...) mogą być potencjalnie szkodliwe, ponieważ nasza skóra i tak wchłania do 60% z nich."

Nie podałam całego zdania, lecz wyłowiłam jego sens ... Chociaż jak dla mnie to to zdanie nie jest spójne logicznie, ponieważ w pierwszej części jest mowa o potencjalnej szkodliwości substancji, a w drugiej, że i tak skóra wchłania tylko do 60% z nich. Nie macie wrażenia, że druga część zdania podważa sens pierwszej części? W tym miejscu kompletnie nie wiem, co autorka miała na myśli...

Chciałabym się skupić jednak na zwrocie "mogą być potencjalnie szkodliwe". Moim zdaniem, to jest wprowadzanie czytelnika w błąd, gdyż WSZYSTKIE SUBSTANCJE STOSOWANE W KOSMETYKACH SĄ BADANE POD KĄTEM ICH BEZPIECZEŃSTWA, czy naturalne czy syntetyczne. Dyrektywa kosmetyczna rozstrzyga jasno, które związki są zakazane do stosowania w kosmetykach, a które są dopuszczone z ograniczeniami i dlaczego. [1]

Dalej, w tym samym akapicie autorka pisze "Kiedy już znajdą się (--> te substancje chemiczne) w naszym ciele, gromadzą się w tkance tłuszczowej, co może być przyczyną różnorakich problemów."

Nie mam bladego pojęcia skąd Pani Stephanie czerpie takie rewelacyjne informacje, ponieważ nie podała żadnego źródła. Jednak gdyby to była prawda, to lekarze już dawno bili by na alarm i grzmieli o tym. Większość składników kosmetyków ma budowę wielkocząsteczkową, przez co nie jest w stanie się przedostać nawet w głąb wielowarstwowego naskórka, a co dopiero do tkanki tłuszczowej, która znajduje się pod skórą właściwą. 

Potem autorka rozwodzi się nad parabenami (jedna z grup związków konserwujących): 
"(...) niektóre wykryto nawet w guzach piersi!"

Parabeny są faktycznie kontrowersyjne, jednakże nie są stosowane tylko i wyłącznie w kosmetykach. Wykorzystuje się je również jako konserwanty w żywności. W 2004 roku Brytyjka, Dr Darbre poinformowała o wykryciu tych substancji w próbkach pobranych ze złośliwych guzów piersi od 20 pacjentek. Zaczęto podejrzewać, iż stosowanie w okolicy pachowej kosmetyków z parabenami ma związek z ryzykiem zachorowania. Przemawiał za tym fakt, że większość raków piersi jest zlokalizowana w górnej ćwiartce gruczołu sutkowego. W nowszych badaniach zespół Dr Darbre przebadał 40 kobiet we wczesnym stadium raka piersi z czego 7 z nich nigdy nie stosowało kosmetyków pod pachami. Oznacza to, że źródłem tych związków musiały być inne produkty, a nie kosmetyki. [2]

Obszerna ocena bezpieczeństwa z 2017 roku 20 stosowanych parabenów, na podstawie różnych przeprowadzonych badań donosi, że metylo-, propylo- i butyloparaben nie wpływają na wzrost linii MCF-10A ludzkich komórek gruczołu sutkowego. [3]

W kolejnym akapicie czytamy o związkach uwalniających śladowe ilości formaldehydu, który rzekomo może przyczynić się do "chorób stawów oraz kontaktowego zapalenia skóry"

Tu Was zaskoczę (albo i nie), lecz formaldehyd odgrywa kluczową rolę w naturalnych procesach zachodzących w środowisku, występuje w organizmach ludzkich, zwierzęcych i roślinnych, w tym również w owocach i warzywach oraz w mięsie i napojach. Wszystkie prawidłowo funkcjonujące komórki produkują i wykorzystują formaldehyd do swych funkcji życiowych. Jego powszechne występowanie i zastosowanie nie oznacza jednak, że jest on substancją całkowicie bezpieczną. Pamiętajmy, że bezpieczeństwo jest kwestią dawki. Stężenie formaldehydu w naszej krwi waha się w granicach 2.12-3.18μg/ml, dla porównania, średniej wielkości jabłko zawiera od 400 do 1500μg formaldehydu. [4]




Przejdźmy do formulacji kosmetycznych. Receptur w książce jest bardzo dużo, lecz wiele   z nich jest do siebie podobnych - różnią się przykładowo składnikami aktywnymi czy olejem bazowym. Niektóre propozycje są ciekawe, tak jak eliksiry miłosne, czy ziołowe poduszeczki na dobry sen. Jeśli czytelnik nie jest kompletnym laikiem i ma za sobą pierwsze domowe, kosmetyczne eksperymenty, to powinien być w stanie modyfikować podane przepisy zgodnie z własnymi upodobaniami. Receptury nie są skomplikowane, czasami są wręcz banalne i wykorzystują produkty dostępne w kuchni, np. jogurt naturalny, ale ... 

Jeśli chodzi o kosmetyki typowo olejowe (bez fazy wodnej) bądź kremy tłuste (W/O), to opis sposobu wykonania jest w miarę poprawny. Jednak jeśli chodzi o lżejsze kremy (O/W), to sposób przygotowania jest opisany fatalnie. Widać, że autorka nie zna się na technologii wytwarzania takich kremów i nawet nie podjęła próby zweryfikowania tego tematu. W wytwarzaniu wyłapałam wiele błędów metodycznych, przez które emulsja może wyjść kompletnie niestabilna. 

Sama autorka próbuje tuszować swoją niewiedzę (?), niedopatrzenia (?), lenistwo (?), co tylko odbiera jej wiarygodność. 

"Nie martw się, jeśli po kilku godzinach lub dniach woda zacznie się oddzielać. Możesz ją odlać (...). Mieszanka może się rozwarstwiać, jeśli podczas mieszania temperatura tłuszczu i temperatura wody różnią się, a zarazem nie są wystarczająco niskie." 

Po pierwsze: jeśli krem się rozwarstwia, czyli wydziela się woda, to znaczy, że kosmetyk jest niestabilny i należy zmienić formulację bądź sposób wytwarzania. Po drugie: pozostałe dwa zdania to bzdury. 

Generalnie przepisy dotyczące naparów, kosmetyków wodnych, olejowych i mieszanek ziołowych mają szanse powodzenia. Ale kremy to jest jakiś dramat. Przepisy mogą być      w porządku, o ile zastosuje się poprawny sposób wytwarzania emulsji O/W. 

Podsumowanie 

Raziła mnie ilość domniemań o szkodliwości oraz oskarżanie powszechnie dostępnych kosmetyków o wywoływanie przeróżnych chorób bez podawania rzetelnych źródeł naukowych. 

Zastanawiam się, dlaczego redaktor odstawił taką fuszerkę i dlaczego książka nie została poddana ocenie jakiegoś eksperta. 

Opisy wytwarzania kremów powinny zostać kompletnie poprawione.

Przepisów było dużo. Z książki można zaczerpnąć inspiracje.

Poza formulacjami znajdują się w książce również informacje dotyczące budowy skóry, włosów i paznokci, opisy rodzaju cer, porady żywieniowe, sposób poprawnej obróbki ziół,  a także słowniczek składników, BHP i opis narzędzi do sporządzania kosmetyków.

Dla osoby rozpoczynającej przygodę z produktami handmade nie poleciłabym tej pozycji.


Ogólnie w pięciostopniowej skali oceniam książkę na 3. 


Drodzy czytelnicy, proszę, dajcie znać w komentarzach, czy mam więcej takich postów tworzyć. 😉